Shyhta na to jest! Zmiana przystępująca do pracy teraz, kiedy wielu głuchnie, ślepnie i oniemia. Słyszę nadmiar prymitywnej muzyki, banalnych słów śpiewanych przez pospolite głosy. Widzę przemoc na ekranach, amerykańskie sensacje, terror obrazu i techniki. Upozowane gwiazdki i męscy gwiazdorzy umaszczeni kosmetykami L'Oreal i Kenzo pęcznieją w tabloidach z twarzami gładkimi jak pośladki niemowlaka. I myśl taka. Nie dostojna w Wysokich Obcasach.
Uff! Do tego jeszcze rozległy świat skupiający oko na szkiełku teflonowego wziernika. Dotyk plastiku w miejsce d o t y k u. I poezja. która się błąka pośród nielicznych wiernych. Jej kulturalny minister mówi a-kuku! a wydawnictwa zbroją zamknięte drzwi. Bo poecie teraz nie oddaje się głosu, nie czas na poematy, kiedy wykrzykuje i chichra się Młynarska a miłością w łazience wymiotuje Nosowska. Wow!

Shyhta jest na to aby kruszał „berliński mur” otaczający pustotę. Zachmurzyć niebo, powiać dziesiątką, wedrzeć się słoną wodą na odsolony ląd.
Jesteśmy za mali, za wątli, niszowi? My z Shyhty nieliczni jeszcze? Najpierw jest jeden, potem drugi, trzeci. Początek lawiny jest niezmiennie tak bardzo niepozorny. Dlatego i Shyhta urośnie, ze swojego początku wystawi kieł, zahaczy i pociągnie. Ciebie także, jesteś potrzebny. Dla nowej poezji i nowego człowieka.
I język, Boże, jaki on ma być. Żeby nie ciężył, p o l s k i, i nie-polski, na oko i ucho współczesnego czytelnika i słuchacza. Ma myśl w środku poruszać i podniecać uczucia. Dodawać człowieka w człowieku. Shyhta w tej mierze będzie najwięcej pracować!