Tam gdzie łkają skrzypce albo w innym często spotykanym miejscu można natknąć się na kobietę ssącą. Poznałem ją w powieści Marty Świderskiej-Pelinko o czasach ostatnich (trzy pokolenia uwikłane w polsko-ludową rzeczywistość). Odważna autorka, podejmująca tematykę prawie współczesną, pokazała w detalach portret kobiety wampa, egoistki, o mocno wątpliwych znamionach miłości prawdziwej, no chyba że własnej. Początek powieści nie zapowiada Meli jako interesownej osoby, nie liczącej się z nikim wokół, ani z mężczyznami, ani kobietami, nawet matką. W gruncie rzeczy jej atrakcyjność i mniemanie o własnej wyższości nie zostały poparte ani błękitną krwią, ani wykształceniem, ani zaletami środowiskowymi. Jednak fakt zdobycia Jana, wrażliwego wojskowego przystojniaka, którego upatrzyła sobie wcześniej jej przyjaciółka, mógł dać czytelnikowi do myślenia. Bo zaprawdę, trudno na dalszych stronach znaleźć coś dobrego u Meli, która własnej siostrze ukradła futro z lisów.

Losy bohaterów książki przeplatają się ze sobą przez trzy czwarte poprzedniego stulecia, ukazując powojenne polskie realia osadzone głębiej w wojennej traumie. Odnajdujemy pełnokrwistą obyczajową rzeczywistość, w której mógł wykreować się i sprawnie funkcjonować potwór Meli. Taka osobowość w każdych realiach znajdzie dość pokarmu dla siebie, wysysając doszczętnie wszelkie ludzkie dobra, uczucia przyjaźni, uczucia rodzinne, środki materialne i wykorzystując najdrobniejsze ludzkie słabości. Osią aktywności Meli był seks, a główne „skrzypce" grały jej potrzeby jako biorczyni. Mężczyznom pozostała rola sprawnego narzędzia. I jakby nie ustosunkowywać się wobec zła ulokowanego w Meli, powieść ze strony na stronę wciąga coraz bardziej. Aż do końcowej sceny śmierci „bohaterki", śmierci, która poza refleksją, że każdemu jest pisana, nie skłania do uronienia łzy nad konającą.

Marta Pelinko otwiera wrota do poznania bohaterów poprzez znakomite dialogi. Mało jest pozycji wydawniczych tak obficie zaopatrzonych w wymianę zdań pomiędzy postaciami. To pozwala przyjemnie podróżować przez kolejne stronice i zgodnie z zamysłem Autorki, konstatować realia w jakich żyją jej bohaterowie. Komentują na bieżąco swój czas, starsi czytelnicy mogą swobodnie sięgać do pamięci aby konfrontować własne wspomnienia i wyobrażenia o tamtych czasach z doświadczeniem Autorki. Sądzę, że w miarę upływu lat kolejne pokolenia znajdą w tej książce spory zasób wiedzy o powojennym i schyłkowym okresie PRL-u. Co prawda moje osobiste doświadczenie nie pozwala dać mi wiary w autentyczność poglądów Jana, zwłaszcza w pierwszej części zdaje się być nadmiernie wygadany i mentorski. Jak na jego wiek – nadmiernie.

Kto chciałby przeprowadzić badania nad porzekadłami i przysłowiami, które znalazły się w powszechnym obiegu społecznym i kulturowym, doprawdy znajdzie ich mnogość w Tam gdzie łkają skrzypce. Doznamy przyjemności w odświeżaniu własnych zasobów znanych powiedzeń. Dla porządku dodam, że ten zwyczajowy ton dialogów bohaterów niepotrzebnie wkradł się (zakładam, że niepostrzeżenie) w opowieść narratora na pierwszych kilkudziesięciu stronach. Jednak to drobiazg, który nie może osłabić mojej zachęty: zajrzyjcie do Wydawnictwa Abilion, kupcie książkę Marty Świderskiej-Pelinko i czytajcie.