Ile Pałuby jest we współczesnej poezji, skoro poezja jest w Pałubie?
- Autor: Grzegorz Trochimczuk
- Kategoria: Aktualności
- Odsłon: 1243
Mam przekonanie, że dzisiejsze zaangażowanie wielu w „pisanie” poezji (lub jak kto woli – wierszy), co widać zwłaszcza w mediach społecznościowych i na licznych portalach poetyckich (mniej na półkach księgarskich), jest dobrym czasem na to, aby cofnąć się o ponad sto lat i zaczerpnąć z myśli Karola Irzykowskiego. On to właśnie w Pałubie rozważał kwestie poezji w swoim dziele, zwłaszcza w jego ostatnim rozdziale, zatytułowanym Szaniec Pałuby. I jeśli nie żal nam odrobiny czasu aby przyjrzeć się własnym próbom z należytym dystansem – polecam tę cenną lekturę ku rozwadze.
Pomimo swych apostrof do czytelnika jest Pałuba książką pisaną zupełnie bez względu na czytelnika, a dla niego i przed nim. Tymczasem wszystko, co się u nas dziś pisze (przełom XIX i XX wieku – przyp. mój), pomimo pozy tworzenia bezinteresownego, samotnego, pisze się przecież wciąż z tajemną myślą o czytelniku, o tym, jakie to na nim będzie sprawiało wrażenie. Cała teraźniejsza poezja nasza obliczona jest tylko na wrażenie. Z naiwną otwartością przyznają to nawet jej teoretycy. Każdemu idzie o to, żeby małpując Baudelaire’a w myśl pochwał W. Hugo zrobić jakiś nowy dreszcz. Poeta wmyśla się z zapałem godnym lepszej sprawy w psychologię czytającego, dba o to, żeby go utrzymać w jednorazowym naprężeniu, walić go raz wraz młotem po głowie, oblicza głupstewka, boi się, by nie powtarzać tego samego wyrazu parę razy w jednym zdaniu, boby to raziło wewnętrzne ucho czytelnika, robi symfonię obliczoną w proporcjach, aby tylko nie wypuścić go spod chwilowego uroku – i czyżby taki poeta chciał popsuć filigranową architekturę swego dzieła apostrofami do czytelnika? Skazić „wieczność” poematu, wspominając o Daszyńskim? Wypadać z tonu na każdym kroku? Psuć iluzję temu czytelnikowi, który chce być przeniesiony w kraj zaczarowany, zawracać go co chwila z drogi, zmuszać do myślenia?